Niezwykły film o problemach Tataouine, które zasłynęło dzięki „Gwiezdnym wojnom”
19 November 2015, Wyborcza.pl
Ten krótkometrażowy dokument poświęcony problemom tunezyjskiego miasta Tataouine, które zasłynęło dzięki pierwszej części „Gwiezdnych wojen” (podtytuł „Nowa nadzieja” okazuje się dziś bardzo wymowny), będzie można obejrzeć w Warszawie podczas szóstej edycji Międzynarodowego Festiwalu Filmów Dokumentalnych HumanDOC.
Impreza startuje w piątek 20 listopada. Organizatorzy podkreślają, że zależy im na tym, by prezentować publiczności kino pełne pasji i emocji, które uwrażliwia na niesprawiedliwość społeczną oraz inspiruje do działania. Stąd w programie takie dokumenty jak m.in.: „Duchy wielkiej machiny” skupiające się na losie zwierząt uratowanych przed okrucieństwem globalnego przemysłu, „Kampania Wild Thing” pokazująca, jak przekonać dzieci do natury czy „Rosyjski dzięcioł” poświęcony prywatnemu śledztwu artysty Fiodora Aleksandrowicza próbującego rozwikłać zagadkę katastrofy w Czarnobylu, której ofiarą stał się w dzieciństwie.
Laureatów poznamy w niedzielę wieczorem (godz. 19.30). Wtedy też HumanDOC zamknie pokaz „Osiemnastu poszukiwanych” – animowanego dokumentu o krowach, które zmieniły życie mieszkańców palestyńskiego miasteczka Bejt Sahur.
Rozmowa z Krzysztofem Miękusem
Piotr Guszkowski: Skąd wziął się pomysł, żeby sprawdzić, co z miastem Tataouine (pol. Tatawin) czterdzieści lat po nakręceniu tu przez George’a Lucasa „Gwiezdnych wojen”?
Krzysztof Miękus: Pojechaliśmy do Tunezji realizować dokumentację dla organizacji CEE Bankwatch, której zadaniem – w uproszczeniu – jest sprawdzanie, na co idą publiczne pieniądze z pożyczek Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju. A ponieważ pożyczka dla firmy Serinus Energy, powiązanej z holdingiem Kulczyka, poszła na zapewnienie lepszych warunków pracy zatrudnionym robotnikom, inwestycje te były przedmiotem naszego zainteresowania. Okazało się, że rzeczywistość nie pokrywa się z tym, co na papierze, a dokumentacja nie jest możliwa, ponieważ firma, która powinna być w pełni otwarta i zapewnić dostęp do dokumentów itd., odmówiła współpracy. Podeszliśmy do problemu poszlakowo, próbując zrozumieć, jak działa struktura, w którą uwikłani są wszyscy, choć głównymi beneficjentami są koncerny naftowe, pod które pisze się tam prawo.
Film „Winstar Wars” powstał więc z pewnej bezsilności?
– Jest wyrazem naszej frustracji. Opowiada o tym, czego na miejscu nie udało się nam zrobić, i stanowi próbę zrozumienia powodów. Chcieliśmy pokazać, w jak naiwnym przekonaniu żyjemy, myśląc, że wyimaginowane w dużej mierze sposoby funkcjonowania społeczeństw europejskich można wyeksportować w dowolne miejsce na świecie. Po czym okazuje się, że właśnie zachodnie firmy będą pierwszymi, które te reguły łamią.
Ironia polega na tym, że zarówno region, jak i miasto spotyka podobny los, co planetę Tatooine z uniwersum „Gwiezdnych wojen”, która wzięła od niego swoją nazwę.
Szukając plenerów, czterdzieści lat temu ekipa Lucasa znalazła coś, co dla lokalnej ludzkości nie miało znaczenia. Wszystkie spichlerze i ksary [ufortyfikowane osady z gliny i kamienia], które dziś są zwiedzanie przez turystów, popadły wtedy w ruinę.
Na potrzeby filmu naprędce dokonano rekonstrukcji. Te średniowieczne budowle są świadectwem dawno minionej świetności.
Region pustoszeje, młodzi wyjeżdżają do Tunisu lub Europy. Mieszkańcy zdani są wyłącznie na siebie, omijają ich pieniądze płynące z wydobycia ropy i gazu – istotne dla regionu, nawet jeśli nie można porównywać z Arabią Saudyjską, Nigerią czy sąsiednią Algierią. Omijają także w sensie dosłownym, bo powstają eksterytorialne autostrady, dzięki którym koncerny mogą się poruszać bez żadnego kontaktu ze światem lokalnym.
Warto pamiętać, że zasoby są na wykończeniu, to kwestia kilkunastu lat. Stąd pojawia się pytanie o poszukiwanie złóż gazu łupkowego. Shell już otrzymał koncesję. Z miejsc, gdzie prowadzone są badania, usuwa się nomadów, których najpierw przez lata zachęcano do osiedlenia się tam, a teraz są przenoszeni do obozów. W ten sposób koncerny czyszczą sobie teren. Mowa o pustyni, więc wydaje się, że ewentualne szkody ekologiczne wynikające z procesu szczelinowania nie byłyby duże. Ale z drugiej strony, mamy do czynienia z jednym zbiornikiem wodnym, z którego korzysta dziesięć milionów ludzi. Jeśli dostanie się tam skażona woda, doszłoby do katastrofy prawdopodobnie większej niż ta, która ma miejsce w Syrii, gdzie kwestie dostępu do wody również grają istotną rolę.
W tle pojawia się jeszcze wątek terroryzmu.
– Mamy w Polsce tendencję do wrzucania wszystkiego, co związane ze światem islamu, do jednego worka. Lecz trzeba zdawać sobie sprawę, że ISIS z Tunezją mają mniej więcej tyle wspólnego co Polska i Chorwacja. Natomiast sytuacja społeczna, która jest podtrzymywana w Tunezji, kiedy tworzą się masy bezrobotnych mężczyzn bez perspektyw, w bardzo restrykcyjnej strukturze społecznej, to idealny mechanizm rekrutacyjny dla organizacji terrorystycznych. Mówimy o milionach ludzi, którzy nie mają absolutnie nic, co znaczy, że nie mają również nic do stracenia. Podejście Zachodu jest niekonsekwentne: z jednej strony kładzie się polityczny nacisk na wprowadzanie demokracji, z drugiej – zachodnie firmy działają przeciwko temu. Jesteśmy uwikłani w rodzenie się czegoś, za co przyszłym pokoleniom przyjdzie zapłacić.
7 „Winstar Wars” wraz z innym krótkometrażowym dokumentem, „Uwolnić Asie Bibi”, zostanie pokazany w sobotę o godz. 19 w Warszawie w Staromiejskim Domu Kultury (Rynek Starego Miasta 2). Po projekcji spotkanie z twórcami obu filmów.
Piątek-niedziela 20-22 listopada. Większość wydarzeń odbywa się w Kinotece (PKiN, pl. Defilad 1, sala 2). Bilety na pokazy po 8 zł do kupienia w kasie kina. Więcej o programie na Humandoc.net.
W sobotę po filmie „Kanthari: U źródeł zmian” (godz. 16) warsztaty „Jak zmienić świat za pomocą filmu?” z udziałem holenderskiego dokumentalisty Marijna Poelsa.
Jak co roku część filmów w wersji dostosowanej do potrzeb osób z wadami wzroku i słuchu jest dostępna za darmo on-line na platformie Kinoplex.pl.